Finał III Ogólnopolskiego Konkursu „Magia Ogrodów” – laureaci

W dniu 20.08.2018 r. komisja w składzie Andrzej Dębkowski (przewodniczący), Marzena Dąbrowa Szatko i Agnieszka Jarzębowska dokonała oceny wierszy, które wpłynęły na konkurs „Magia ogrodów” III edycja organizowany przez Gminną Bibliotekę Publiczną w Rabie Wyżnej. Stwierdzono, że nadesłano 62 zestawy – w sumie 108 wierszy.

Postanowiono nagrodzić następujące osoby:
I miejsce: godło SIEDLISKO wiersz „Zaczarowany ogród” – Elżbieta Galoch (Turek)
II miejsce: godło RABARBAR wiersz „Zimowy ogród II” – Magdalena Cybulska (Łódź)
III miejsce: godło BRENDAN DAVIS wiersz „marcin świetlicki projektuje ogród” – Kacper Płusa (Łódź)

WYRÓŻNIENIA:
CYGAN wiersz „Przypowieść o miłości” Adriana Jarosz (Opolszczyzna)
SEMIRAMIDA 5 wiersz „Czas kobiety” – Małgorzara Kulisiewicz (Kraków)
ROZMARYN wiersz „Portret z ogrodem w tle” Anna Piliszewska (Wieliczka)

WIERSZE ZAUWAŻONE:
ABRI wiersz „Jesteś” – Urszula Kalecińska-Kucik (Bukowno)
ALAMFA wiersz „Arkadia” – Krzysztof Kokot (Nowy Targ)
ZAWILEC wiersz „pożegnanie” – Krystyna Szarzyńska (Gniezno)
LEN wiersz „Powrót do natury” – Anna Smolenko (Gniezno)
BIAŁY LATAWIEC wiersz „hortus corporis” – Małgorzata Hrycaj (Szczecin)

Biblioteka postanowiła przyznać wyróżnienie specjalne za wiersz nadesłany z LItwy – “W moim Ogrodzie” Daniel Dowejko (Wilno )

Miejsce I.

Zaczarowany ogród

Są takie miejsca, gdzie czas nie ma znaczenia. Zieleń
Jest zielona, czerń jest czarna, a cisza jest cicha.
Tam spełniają się najgłębsze pragnienia. Tylko trzeba zamieszkać
w wiejskiej chałupie, na obiad jeść makaron z miąższem papierówek,
których korony ze starości chylą się za domem. Tańczyć
wśród leszczyn i czytać książki w zdziczałym sadzie. Prowadzić
rozmowy o zachodzie, spacerować w deszczu i otwierać przestrzeń
ciepłym światłem latarki, mimo, że obok mieszkają zwyczajni ludzie.
Nie lepsi, ani mądrzejsi od innych.

Bo tu można pogodzić w sobie ten odwieczny odcinek
rozumienia nieobecnego i obecnego, ucząc się w wyobraźni
„być” dla nich wszystkich wśród łąk jak gorejący krzak tarniny.
Pochylać wśród półgłosów i szmerów, gdy ojciec zaczyna
opowiadać o swoim cmentarzu przeoranym ciszą, z pochowanymi
krokami kuzynów i wuja Stefana. Wciąż pamięta jak ukrywaliśmy się
na poddaszu, gdzie zimowały fortepiany z różanego drzewa. Szczęście,
to istnienie bez strachu, gniewu i winy. To siła, której trzeba
dopatrywać się każdego dnia, gdy nawet świat się wali,
ale zawsze jest coś, co sprawia, że mimo wszystko chce się żyć.

Każdej wiosny wabiona dzwonem od rzeki, wyrywam się
z cywilizacji, aby wchłonąć w siebie tamtego baranka w oknie
z czerwoną chorągwią i szmaragdowe żyto, gdzie siekiera staje się
ptakiem, a drwal – tajemniczym mężczyzną, który płoszy tego ptaka.

Elżbieta Galoch (Turek)

Miejsce II.

Zimowy ogród II

Ogród zimowy pachniał mandarynkami. Te palmy z oranżerii fabrykantów przeżyły dwie wojny światowe. Widziały jak upadają imperia, pękają systemy, zatrzymują się zegary na bramach fabryk. Teraz kwitną storczyki. Można tu usiąść na ławeczce przy cytrynie.
Schować się wśród paproci. Zielonych liści, listeczków. Przed tym, co ma nadejść.
Tu czas upływa inaczej. Jest cynamonowy i gęsty. Zieleń hipnotyzuje, drzemią
figowce i kaktusy. Las deszczowy spływa po ramionach. Kropelka po kropelce. Za tym
tropikalnym niebem, puszcza łódzka, poprzecinana alejkami. A w niej wysychają źródła. Przysadziste dęby, chrzęst, szelest śniegu pod stopami. I żadnego motyla. Przestrzeń pełna gawronów. Kropek, przecinków, znaków zapytania. Przybiegły skulone, mało egzotyczne śnieguliczki. Znów mam sześć lat. Wiatr oddycha z ulgą.

Magdalena Cybulska (Łódź)

Miejsce III.

marcin świetlicki projektuje ogród

siedzi w jakiejś knajpie i pije wódkę, dostał niedużą zaliczkę, także trzeba, a zbliża się termin.
marzec albo kwiecień i należało zatwierdzić wuzetkę i plan zagospodarowania przestrzennego
wierszy. zostałem zbrojnym ramieniem państwa polskiego, to ja legion cieni – myśli i wdycha
dym z papierosa w suterenie, w którejś z piwnic podziemnego krakowa, jak stara postać kafki.

zaciąga się, ale nie do wojska i dzwoni do podsiadły: jacku, miałeś dużo wspólnego z zielenią.
ma dylemat: pić piwo, czy taksówka? pośrodku kropka, Kochanowski, czyli aurea mediocritas.
to jakaś lipa – mówi marcin, skreśla, drze kartkę i wyrzuca za siebie. projekt musi być spójny,
mówią recenzenci: wiem, wiem, tuwim – myśli, rysuje kwiaty polskie i używa do tego ołówka.

robi sobie przerwę, aby zagrać w wisielca z młodą kelnerką, jest świt, lecz świta mu pomysł.
bierze flaszkę i szkicuje pień, koronę, judasza już ma, z jego zmarłych warg wychodzi dymek:
a na drzewach zamiast liści… teraz stempluje kartkę, zabiera ją, później wysyła do wydawcy.
podtytuł: ogród koncentracyjny. Zdemolowane demologos. Decyzja numer czterdzieści i cztery.

Kacper Płusa (Łódź)

WYRÓŻNIENIA

PRZYPOWIEŚĆ O MIŁOŚCI

Szła miłość beskidzką ścieżką.
Niepozorna, krucha, lękliwa,
z sakwą nadziei w ręku.

Czasem mówiła wierszem,
kiedy indziej przysiadała pod
szczytem, przyglądała się
twarzom białych gazdów,
spacerujących między
cumulusowymi baranami,
grała na trawach – halny
wirtuoz w górskim kościele.

Marzyła o domu z bielonymi
izbami i jedną czarną, bo taką
mieli dziadowie. Z wiklinowym
płotem i dumnym kogutem
obwieszczającym, że już pora

na orkę. Wędrowała miłość
od miasteczka do wioski.

Przyjęto ją uśmiechem –
sadziła owocowe drzewa,
gdy gardzono i wyszydzano,
gasiła serca źródłom – one
wysychały – wtedy ludzie
szukali innych studni.

Szła tak cicho, że nawet
ptaki nie wiedziały, kiedy
stanie pod ich gniazdami.

Nie była szczęśliwa, bo
szczęście niechętnie
chodzi w pojedynkę.

Któregoś dnia zobaczyła
przeznaczenie – malowało
na starej desce aureole, dłonie
złożone do modlitwy i oczy,
w których odbijały się jej
ufne źrenice. Zapragnęła
rozpisać siebie na cztery
ręce, dwa serca i jedno
życie. Długo dobierała
dobre lipowe tworzywo,
gruntowała, wielokrotnie
nakładała podkład. Trwało
to miesiące (bo to, co ma
trwać aż po kres, musi ocierać
się o ból i zniechęcenie).

Szkicowała, dobierała kolory,
fakturę. Czyżyki i jemiołuszki
przyglądały się jej dziełu,
czasem przypominały,
że najszlachetniejsze ikony
powstawały jakby nie ludzka,
a boska dłoń je pisała (a zawsze
zaczynało się od linii serca –
temperą jajeczną, żmudnie
ucieraną, nim położyło się
barwne krople szczęścia).

Cierpliwa była miłość i nie
zazdrościła innym ikonopisom.

Późną wiosną napisała siebie
(lipowa deska zakwitła miodem).
Poczuła, że to, co stworzyła, było
dobre, a ona nie drżała w samotności.

W sądeckich dolinach zakwitły
czeremchy – śnieżnobiałe panny.

Adriana Jarosz (Opolszczyzna)


portret z ogrodem w tle

dziadek ma trzydzieści lat, wąsy i bokobrody.
jest w mundurze, więc może właśnie myśli
o wojnie,
albo o młodej babce w ażurowej sukience,
o tym, że kupił dla niej pierścień z żółtym bursztynem
i oto idzie, nieomal
biegnie ku niej myślami przez zarośla ogrodu,
w którym z drzew opadają przejrzałe, słodkie
węgierki, światło drapie zazdrośnie
skradające się cienie.

w głębi sadu – trzeszczenia: to rosochate śliwy
szemrzą senną przypowieść o zwierzętach i drzewach,
o ulewie, co mierzwi witki wierzbom – jak włosy, albo uderzy
grom, pęknie kora, gałęzie
jak odłupane ręce
upadną, oddzielone od pnia, jeżeli spadnie
bomba, może stać się podobnie, losy drzew,
tak jak ludzi, zwykle są niewiadome –

to dlatego w przestrzeni
olejnego portretu dziadka z ogrodem w tle
śliwy płaczą
barwami, chociaż żadna z nich nie zna
swej ostatniej godziny…
Anna Piliszewska (Wieliczka)


CZAS KOBIETY
Ogrody Semiramidy
unoszą się lekko w powietrzu,
poruszają biodrami.
Rzeźbią w skamieniałej pamięci
ażurowe kształty.
Słońce ubiera je
w najmodniejszy fason
nonszalancji,
w której tak im do twarzy.
Są delikatne jak złudzenie,
bo w istocie
są tylko jednym z siedmiu cudów
kształtu kobiety,
pachnącego jak wonny olejek
biblijnej Sulamitki.

Małgorzata Kulisiewicz (Kraków)

Wiersze zauważone


hortus corporis

mężczyzna zawsze kocha
n a m a c a l n i e
z powinnością posadzenia drzewa
pozostawienia nasienia
ważny jest dom i ogród
jako oprawa
nawet gdy umie sobie wyobrazić
raj i mgławicę magellana musi
d o t k n ą ć
mlecznych piersi matki i ciała
kobiety poddającego się
jego dłoniom
wie że tak wygląda pierwotna jabłoń

jeśli uda mu się zamienić
obraz w rzeźbę
obroni go przed wężem

Małgorzata Hrycaj (Szczecin)


Jesteś

w każdej cząstce ziemi
która przesypuje się
przez moje ręce
w każdej roślinie
jesteś
choć aksamit róż
to nie czułość
która nie miała krańców
twój niebyt
w mojej codzienności
czasem jeszcze
odzywa się rozmytym
refleksem światła
może to rosa na policzku
albo świetliki w trawach
z każdym przekwitłym dniem
uschniętą obawą
grudką ziemi
idę w twoim kierunku
mamo

Urszula Kalecińska-Kucik (Bukowno)


Arkadia

przez uchyloną furtkę wnikam do mojej Arkadii
na biurku zwykły twórczy bałagan mit o labiryncie to pestka
jestem archetypem ludzkiego lenistwa wcale tego nie kryję
pamięć mojego komputera to nieszczelna puszka Pandory
siadam w fotelu nie robię nic zamykam oczy i wtedy
puka zalotnie przekorna wena ukazując bezwstydnie kolana
po ogrodzie płynie Eurydyka w wonnych kwiatach
chwytam za pióro i przelewam na papier pean o mojej kobiecie

Krzysztof Kokot (Nowy Targ)


POWRÓT DO NATURY
w natłoku informacji
w cywilizacyjnym szumie
narasta pierwotna tęsknota do ziemi
nie wystarcza wyjazd na kilka godzin
marzy się szałas choćby kurna chata
najlepiej domek z ogrodem

dokoła miast miasteczek
ogródki działkowe kwitną w rękach
dacze wyrastają jak grzyby po deszczu
ukryte w lasach
najlepiej anonimowe
święte miejsca azylu

żeby przeżywać brzask
chłodny dotyk porannej rosy
cieszyć się cieniem posadzonego drzewka
smakiem własnych owoców
spektaklem zachodu słońca
potęgą nocnego planetarium

Anna Smolenko (Gniezno)


pożegnanie

biegły za mną lipy krzyczały czajki
jarzębiny strojne jak na bal
patrzyły mi prosto w oczy

nie słuchałam
głuchy odgłos bruku
przylgnął do moich kroków

tu nie ma dla was miejsca ogrody moje
tu wieże kamienne ukrywają słońce
wiatr szamocze się jak więzień w klatce
w rozgiełku ulic umierają gałęzie

nie słuchały
dzikie róże i zioła w szanuj zieleń pobiegły
w niebopiekło strzeliły jaskółki
lipowe skrzypki piszczałki i flety ucichły

dzwoni czasem krucha jak szkło pamięć

Krystyna Szarzyńska (Gniezno)

NAGRODA SPECJALNA BIBLIOTEKI

W moim Ogrodzie

Białowłosy mój Sadzie,
Co popielate dzieciństwo przykrywasz korą.
Wyciągasz chusteczkę, usuwasz mą gorycz.

Sad moczy stopy w zieleni
I plecie złoty dywan z mlecza.

Przygarnia koroną ludzi i obcych, i bliskich,
Daruje im kolor biały.
Przebacza za żelazne słowa.

Wiem, wkradnie się jesień –
Wściekły ptak,
Co targa, rwie, ścina gałęzie.
Wtenczas uleczę ci rany słowem wiersza.

Dziękuję, że jesteś stróżem tego domu.

Daniel Dowejko (Wilno – Litwa)

Skomentuj

Skip to content