Magia Ogrodów IX – nagrodzone wiersze

NAJLEPSZY WIERSZ OGRODOWY (STATUETKA)

MAŁGORZATA POLZER (Kraków) – godło SŁOWA MAJĄ MOC

Lipiec w Lignac – coroczne spotkanie
Liście kurczowo trzymały się drzewa
W końcu, spadły, zwarzone gorącem
Szybowały na czerwony dywan
Nie latający, ale perski
Fotele przy dywanie, tworzyły krąg
Czekały na zasiedlenie
Przyszli licznie
Prasowanie zmarszczek, nie pomogło
Można się rozpoznać po głosie i geście
Ach to ty!
Okrzyk rozwiewa wątpliwości
Cykady przycichły, czekają na wieczór
Jaskółki zasiedlają opuszczone domy
Mirabelki spadają bezstresowo, po cichu
Drobna grusza pod ciężarem owoców, ledwie stoi
Zegar z niewysokiej kościelnej wieży
Bije bim i bom, ospale
Matka Polka
Jak to egzotycznie brzmi na francuskiej ziemi
Przy powrocie w ciemnościach, że oko wykol
Sowa zastępuje drogę
W jej oczach odbiły się reflektory
Lignac 29.08.2025


Oblot
Wstać rankiem, rozpostrzeć skrzydła
Do porannego oblotu
Nad pustym gniazdem
Znaleźć na dnie
Gałązkę, która była pierwsza
05.02.2025

zdjęcie z wierszem "Lipiec w Lignac"



MIEJSCE I

BOGUSŁAWA CHWIERUT (Libiąż) – BENIAMINEK

W pułapce

Między pokojem a kuchnią ocean milczenia.
On, wpatrzony w telewizor, odpłynął na boisko pierwszej linii.
Lodowate dłonie podpierają emocje.

Słoneczna kula oślepia pola przed wiosenną odnową.
Nikt nie zauważa zmian.
Ona, w kuchni, dotyka gorącej szklanki.
Siedzi przy stole nieruchomo, jakby wszystkie myśli zbiły się w kamień, zamotany kłębek nagromadzony latami.
Różane korale w herbacie straciły blask.
Zapach dni unosi smukłe światło bezradności.
Miłość umiera lekko, powłóczyście przemyka raz do jednego pokoju,
to znowu do drugiego.
Już dawno się nie kochają.
Zgrzytają zębami we śnie.
Czasem tylko ocierają się o siebie,
czując fetysz nostalgii.

Wielka woda

W lesie puchną mchy mnożą się ziarna kropel
Bukowe orzeszki spadają na fioletowe wrzosy
Mokre ciężkie czupryny chylą się ku ziemi
Jeszcze wczoraj pędziło tu słońce
Falowało Między konarami
Niewinnie figlowało jak kot
Coraz bardziej mokro od rzeki
z szuflad wylewa się woda na łąki
Tworzy nowe koryta
Jeszcze niedawno na trawach wisiały koronkowe myśli
Wioska dygocze od szlochu w mieście nie jest lepiej
Leżą setki butów powtykane w ogrodzenia
Rzeka która rozlała się jak jezioro potęgując niepokój
Kiedyś kwitły tu kwiaty
Stało krzesło i kiosk z gazetami
Widmo
I ta cisza którą trudno złamać
Płyną skrzydła ciężkich mglistych chmur po błotnistym niebie
Zwiastując niepogodę zakleszcza się front atmosferycznych bitew
Niespokojnie wokół domostw pies ujada
I ptaki jakieś niespokojne
Szukają gniazd pod innym adresem
Każdy przeczuwa w powietrzu dramat
Dłonie pełne rozpaczy sprawdzają poziom wód

Fotografia czarno-biała z wierszem "W pułapce"

II MIEJSCE

MIROSŁAW KOWALSKI (Mysłowice) – godło ŻUK

W NIEODGADNIONE

któregoś ich powrotu

nie wetknie nam niebo

pod spragnione powieki

tylko po lustrach bajor

przemkną dzikie klucze

nie ma niezastąpionych

zawsze ktoś sypnie kotom i gołębiom

popodnosi papierki

rozdrażni tym lub wzruszy

będzie ktoś taki

nie ma niezastąpionych

za którymś powrotem

już nie nam otworzą drzwi w sitowia

nienagannym kluczem

rozkruszymy się

sobie nawzajem w palcach

nie dotkniemy tamtego dnia

przemkniemy ponad sitowiem

nie ma złudzeń

podłogi i zawiasy

zaskrzypią tak samo jak zwykle

o swoich porach odjadą autobusy

gwarem napęcznieją sklepy

utarte koła lub elipsy

zatoczą planety i księżyce

pójdziemy polecimy popłyniemy

sami

gdzieś

po krawędzi

brzegiem światła i mroku

w nieodgadnione

obojętni na zgiełk i pulsujące światła

spokojni jak sitowie

KIEDYŚ

pociągniesz mnie na ścieżki nikłe

gdzie w prześwitach czasem kamienieją sarny

nasze oczy spod liści wygrzebią salamandrę

nagle stanie się lekko i bezproblemowo

gdzieś tam

zza pazuchy mchu wyjrzy zmurszały fundament

jego wilgotny oddech może spod przymkniętych powiek

wywabić kilka postaci ze zdjęć w tonacji sepii

z takich miejsc odchodzi się wolno z ociąganiem

z przyczepionym do swetra liściem sprzed dziesiątek lat

po pajęczych nitkach po tropach sarny

pociągniesz mnie na ścieżki do chmur

nic nas nie rozproszy nie poderwie nie zmusi

nic z klawiaturą nic bezdotykowe bezprzewodowe mobilne

ani jednego piksela dookoła

gdzieś tam wysoko

pogubi się czas na podniebnych rozstajach

ukryty pod korą nie wybije godzin

nie oznajmi kolejnych zmarszczek

nic się tam nie wyczerpie nie utraci płynności zdolności mocy

będzie tak jak powinno być

nie dotkniemy ani jednej rzeczy która nie jest z lasu

z wszystkim wokół

beztrosko będziemy wieczornieć

siedząc na werandzie nieba

przaśny złoty bochen słońca

po kalenicy gór za horyzont

przetoczymy jednym ruchem palca

Zdjęcie z różą i wierszem "Kiedyś"

III MIEJSCE

AGNIESZKA KUPIEC (Marianka) – godło SENGAL 13

Ogród życia

nie wybrałam go
po prostu jest
za domem

przed myślą

obok pytania na śniadanie

nie należy do nikogo
jest miejscem
gdzie rzeczy rosną mimo intencji

nie ma tu harmonii ani zamysłu

jedynie kontrolowany bałagan
róże nie symbolizują niczego
a ciernie nie są karą za coś

nie wszystko w nim do podziwu
a jednak wszystko potrzebne

czasem przychodzą ludzie z narzędziami
mierzą przestrzeń
tworzą ścieżki
wyznaczają rabaty
próbują narzucić kształt temu
co zawsze było bezkształtne

znosi ich obecność cierpliwie
nie sprzeciwia się
ani nie nagradza

obserwuje

w nocy
kłącza podważają granice
mchy zajmują pomniki
korzenie rozszczelniają fundamenty

wszystko co zbudowane – ulega
wszystko co żyje – trwa mimo tego

na płocie kot
który coś wie
ale nic z tego nie wynika

nie powinieneś tu szukać znaków
jeśli już musisz
usiądź
dotknij ziemi
i milcz

ogród
nie potrzebuje świadków
ani interpretatorów

nie zadaje pytań

tylko rośnie
z rocznym planem milczenia
i sezonową filozofią liścia

Dziadziejemy

Dziadziejemy
nie tylko gdy siwe włosy
ale kiedy przestaje się chcieć

kiedy człowiek zamiast „dlaczego?”
mówi „a po co…?”

Dziadziejemy
w świętym oburzeniu-
ręce kiedyś do walki,
teraz do zniżek, promocji, rabatów

a przecież kiedyś
mieliśmy w sobie tyle rewolucji,
co dziś ostrożności.

Dziadziejemy w pociągu
patrząc w telefon
zamiast w twarz obok

i przy stole
gdzie już nikt nie słucha
tylko każdy mówi
to samo

Dziadziejemy społecznie
w blokach z windą
ale bez sąsiadów
w wolności
w której brak czasu

Dziadziejemy,
kiedy święty spokój staje się
ważniejszy niż ważne pytania

Modlimy się na wszelki wypadek
a nie z miłości

i krzyż mamy –
ale raczej na ścianie
niż w sercu

Niech się trafi chociaż jeden dzień
w którym nie będziemy dziadzieć
tylko znów uwierzymy
że jeszcze coś można zmienić
że ludzie są nie tylko do zniesienia
ale do kochania
że nawet starość
jest po coś

a nie po nic

Zdjęcie z kwiatami jabłoni i wierszem "Ogród życia"

WIERSZE WYRÓŻNIONE

MAREK SZCZERBIŃSKI (Kraków) – godło WÓŁ PIŻMOWY

Nie pytajcie dlaczego…

Tak, mam ogród.

Nie pytajcie dlaczego.

Pięćdziesiąt metrów kwadratowych ziemi,

która mogłaby być czymkolwiek innym;

parkingiem, rondem, fundamentem pod dom –

w którym ktoś miły zamieszka.

Ale jest ogrodem.

Co za przypadek.

Marchew rośnie prosto w dół,

jakby wiedziała, czego i gdzie szukać.

Rzodkiew czerwona jak mój wstyd

gdy po raz pierwszy, w szkolnej ławce…

A chrząszcz przemierza kapustę

z miną kogoś, kto ma ważne sprawy.

Może ma.

Podlewam codziennie o szóstej.

Słońce wschodzi wcześniej.

Te dwa fakty nie mają ze sobą nic wspólnego,

ale współistnieją w tej samej

niezwykłej przypadkowości. bytu.

Czasem myślę,

że gdybym nie miał ogrodu,

byłbym gdzie indziej

równie przypadkowo;

w kolejce do urzędu,

w autobusie 194,

a może tkwił na fotografii,

którą ktoś właśnie znalazł w starej szafie.

Ale mam ogród. I to już wystarczy do szczęścia,

które nie zawsze wie, że jest szczęściem.

Ogród

Ogród jest mały
lecz ma wszystkie cechy państwa
– granice wytyczone murem
– prawo wzrostu i usychania
– milczącego władcę z konewką
który rzadko myli wodę z trucizną

Pory roku przychodzą tu
jak posłańcy z odległych prowincji
niosą wieści o słońcu i mrozie
zapisane na liściach i szronem
w językach, których nikt już nie uczy

Jest tu trybuna
– stara ławka pod lipą –
z niej przemawia się do wróbli
i do jednego kota, który zawsze odchodzi przed końcem zdania
jak wysoki urzędnik
niezainteresowany sprawami maluczkich

Czasem w ogrodzie odbywają się parady:
pochody mrówek,
przemarsze chmur,
przeloty pszczół w złotych mundurach

Bywają też inwazje chwastów
których nie udaje się całkiem powstrzymać

Kiedy zamykasz furtkę
ogród zostaje sam
ze swoim rządem kwiatów i pokrzyw
spisując do pamięci kolejną zmianę warty

Słońca i Księżyca.

Aż w końcu przyjdą patrole wiosny
w nowych zielonych mundurach

Zdjęcie narcyza z wierszem "ogród"

ANNA PILISZEWSKA (Wieliczka) – godło JEMIOŁA

chłopiec z paletą

chciałby mieć sprawne ręce; objąć

młodszego brata, pień jaworu i

psa. masz iskrę, mówi mu matka.

nie prosi Boga

o więcej.

z inwalidzkiego wózka świat

wygląda inaczej: straszy maszkaron

barier. nie sierdzi się,

nie narzeka. jak kromkę, dzieli

pogodę skrytą w bladym uśmiechu,

gdy stopą

ujmuje pędzel. maluje

wszystko, co kocha, co jest

dobre i czułe, tak

jakby z kropelek farb

każdą kropką i kreską

wyłuskiwał cierpliwie

sens

bycia tutaj i teraz. precyzyjnie

ozdabia w oswojone odcienie

szare, milczące płótno – jak

dokument istnienia, jak portret

trwającej ziemi, jak przepustkę

czy paszport,

o jaki spyta niebawem

Ten, co pilnuje chmur,

i podobłocznych furt,

i ma klucze

niebieskie.

rysunek na szkle

oto szkiełko popstrzone kolorowym mazakiem: dom

z kominem jak rura sięgająca w głąb nieba. kot. i płot:

szpaler sztachet podobnych do wykałaczek.

piesek większy od budy, buda większa niż drzewa.

oto sad murszejący pośród trzeszczeń konarów –

w dziuplach starych jabłonek nocą jarzy się próchno

i rozświetla w pokorze kołyszącą się starość.

w tajemnicy, pod korą słoje wiekowe puchną.

oto jest krzywa studnia – straszy kręgiem cembrowin,

wyschła dawno: być może kłobuk ma w niej mieszkanie.

obok dziurawe wiadro, fragment korby. i łańcuch:

rozsypane ogniwa – jak rozdarty różaniec.

oto ojciec i matka – młodzi, lecz pogarbieni, jakby

dźwigali z trudem wszystkie radości świata –

a ten świat jest jak worek zszyty dratwą nierówno,

ale mieści nas, księżyc, staw i cmentarny platan.

oto szkło wydłubane z jakiejś ramy spróchniałej,

pomazane nierówno chwiejną, dziecięcą ręką;

na nim dom – ten i nie ten. sporo się zapodziało.

Bóg czy człowiek ocalił to, co trwa, co nie pękło?

Zdjęcie z pomarańczowymi kwiatami aksamitek i wierszem "Chłopiec z paletą"

MAŁGORZATA PIEŃKOWSKA (Malinówka Wielka) – godło ZIELARKA

Ogród babci Ireny

Wcale nie był piękny ogród mojej babci

przytulony do krzywej chałupy

w cieniu baldachów czarnego bzu

Żuraw jękliwie na swej drewnianej nodze

dzielił się z nim ostatnią kroplą wody

a babcia ostatnią kroplą potu

O świcie brała do ręki koślawą motyczkę

i kreśliła nią znak krzyża nad ziemią

a ziemię miała dobrą czarną i żyzną

pachnącą przeszłością i wilgotnym życiem

Rządki ziemniaków obok tyczek fasoli

koniecznie ogórki na małosolne

i buraczki bo jesteś wnusiu jakaś blada

mało krwi jest w tobie jedz dziecko jedz

Pękate dynie były królowymi tej ogrodowej mizerii

obracały ku słońcu wielkie złoto lśniące kule

pełne słodkich obietnic na jesienne wieczory

W palcach seriami strzelały nam strąki grochu

przyjmowaliśmy defiladę kwiatów

a malwy prężąc się ku niebu na baczność

prezentowały wszelkie możliwe formacje

dywersant kret miał tu naprawdę ciężkie życie

I koniecznie boso by ciepło ziemi leniwie

rozchodziło się aż po kolana po brodę po rzęsy po sen

Mój sen o ogrodzie sprzed pół wieku wciąż śnię

Centryfuga

Pękata niczym żeliwna dynia przecięta na pół

Śmieje się szczerbatymi ząbkami przekładni

Ciężka omszała centryfuga

Rdzewiejąca w słońcu i w deszczu

Od lat milczą rozterkotane nią niegdyś

Ciepłe wieczory i rośne poranki

Ale świerszcz polny melodią skrzydeł

Z gracją chwali sobie mieszkanie pod żeliwną kopułą

Nie pamięta nadłamana korba silnych rąk

Które kręciły nią zapamiętale w tak żarliwym rytmie

Że wielkie piersi kobiet kołysząc się mlecznie

Nad chłodnym żeliwem rozpalały spojrzenia

Gołowąsych młodzieńców i mężczyzn

O dłoniach wielkich jak bochny chleba

I ramionach twardych niczym dębowe konary

Pajda ciepłego razowca dawno skamieniała

Od przedwojnia zapach śmietanki unosi się jedynie

W snach niektórych siwowłosych kobiet

O tęczówkach rozbielonych błękitem

Mlekomaszynka

Karuzela czasu

Mleczna Droga

Kosmosu podwórka

Mazurskie dolce vita

Zdjęcie z lawendą i wierszem "Ogród babci Ireny"

WIERSZE ZAUWAŻONE

ARKADIUSZ STOSUR (Kraków) – godło AMELIA

Ogród – morze

Ogród to morze
które płynie i nie kończy się
i nie zaczyna to wiadomo
pielęgnuj go jakbyś miał
żyć wiecznie sadź rośliny
co przetrwają każdą zimę
sadź krzewy z miłością
i drzewa z radością
że tutaj będzie raj

Ogród – kosmos


ogród unosi
jak niebo gwiazdy
każdy kwiat
w przestrzeń międzyplanetarną
nasącza go wodą pielęgnuje
daje życie czas tu
mierzony
porami roku oddechu
jest niewiele
więcej tiu słonecznej przestrzeni
barwy kusza zapachy zniewalają
w trawie gubimy się i odnajdujemy
w kamiennej ciszy odpoczynku
na ławce wśród ziaren piasku
w kosmosie westchnień i zachwytów


Komentarz (poetycki)

Ogród jest miejscem, w którym świat przestaje biec w zawrotnym tempie, a czas zaczyna oddychać w rytmie liści i kwiatów. To przestrzeń, gdzie codzienność spotyka się z tajemnicą, a rzeczy najprostsze nabierają niezwykłej głębi. Magia ogrodów nie tkwi jedynie w barwach, zapachach i odgłosach – tkwi w sposobie, w jaki otwierają nas na życie.

Kiedy stąpamy po wilgotnej trawie o poranku, krople rosy połyskują jak gwiazdy, które spadły na ziemię, by odpocząć. Wtedy ogród staje się niebem odwróconym, w którym każda roślina jest konstelacją, a każdy owad – małym wędrowcem wszechświata.

Magia ogrodów to także ich cicha zdolność leczenia. Zieleń koi oczy i serce, kwiaty uczą cierpliwości, a drzewa – wytrwałości. Patrząc na krzew, który powoli rozkwita, uczymy się, że piękno potrzebuje czasu, a cisza – uwagi. Ogród przypomina nam o cyklach życia: że po zimie zawsze przychodzi wiosna, a po opadłych płatkach rodzi się nowe pąki.

Ale ogród ma też wymiar duchowy. Jest jak brama do innego świata – takiego, w którym człowiek nie dominuje nad naturą, lecz współistnieje z nią. Spacerując wśród grządek i kwietników, możemy poczuć się jak pielgrzymi na ścieżce prowadzącej do wewnętrznej harmonii. Ogród otwiera serce na zadumę, budzi wdzięczność za to, co kruche i ulotne.

Magia ogrodów to wreszcie wspomnienia – zapach maciejki, który przywołuje dzieciństwo, smak malin zrywanych prosto z krzaka, odgłos cykady wieczorem. Ogród przechowuje nasze emocje jak księga, której karty przewracają się wraz z porami roku.

Być może właśnie dlatego ogrody są tak bliskie poezji. Tak jak wiersz, łączą w sobie prostotę i tajemnicę. Tworzą obrazy, które żyją w wyobraźni, a jednocześnie uczą nas uważności wobec rzeczy najdrobniejszych.

Magia ogrodów jest więc sztuką życia – umiejętnością dostrzegania niezwykłości w zwyczajności, światła w cieniu, wzrostu w przemijaniu. To przestrzeń, która nie tylko rozkwita wokół nas, lecz także – w nas samych

Zdjęcie zachodu słońca z wierszem "Ogród - kosmos"

MARZANNA KOŁODZIEJ (Łódź) -godło NIEZAPOMINAJKA

Historia i ogród

nigdy nie zapomniała skąd pochodzi

Polka 

najbardziej lwowianka

z potoczystą mową 

z zaśpiewem którego starała się pozbyć

z kresową serdecznością

wiecznym zdziwieniem

dlaczego

musiała opuścić dom i ogród

których nigdy nie opuściła

na pytanie od kiedy jest w Polsce

dumnie podnosi głowę

od 45 

rodzice otrzymali przydział

Łódź ulica Narutowicza 

kamienica z podwórkiem jak studnia bez ogrodu

przywieźli antonówki

rozumie Pani

młoda urzędniczka nie rozumie

jest zbyt młoda

nie lubi historii

jest urzędniczką

musi tylko nanieść datę 

w odpowiednią rubryczkę

nie rozumie

nie współczuje

nie wie czym jest historia 

czym jabłoń przy domu

nie wie jak to jest opuścić dom 

i ogród

nie wie jak to jest nie móc nigdy wrócić do domu z ogrodem

nie wie jak to jest 

kiedy w rodzinnym domu mieszkają obcy

od kiedy jest Pani w Polsce

od 2022

przyjechałam w czasie wojny

urzędniczka skrupulatnie notuje datę w odpowiedniej rubryczce

musiałam opuścić dom i ogród

rozumie Pani

młoda urzędniczka nie rozumie

jest zbyt młoda

nie wie czym jest wojna

nigdy nie musiała opuszczać domu z ogrodem 

kobieta

z drugiego piętra kamienicy

wygląda przez okno 

w pamięci 

Lwów ogród 

jej ogród

z zapachu jabłek 

z pochylonych dziewann

z kłaniających się malw

z kobaltowych jak nocne niebo ostróżek

została tylko ona 

jabłoń

antonówka 

ta przy domu którego już nie ma

sierpień

w czasie kiedy spadały

na zniszczony ogród 

ostatnie jabłka 

z drugiego piętra kamienicy

przy Lutomierskiej w Łodzi 

widziała betonowe podwórko 

bez kwiatów

stała nieruchomo

czuła zapach antonówek

po twarzy płynęły łzy

Zabawy w ogrodzie

przed wojną z Izraelem 

lubiły się bawić w chowanego

ukrywać za drzewem oliwnym

grubym jak niedźwiedź

a jak bawiły się w ciuciubabkę

tańczyły wokół oleandrów wysokich prawie do nieba

wiedziały nie wolno robić z nich wianków bo są trujące

oczy głodne kolorów 

czekały na wiosnę

anemony, cyklameny irysy

tańczył wesoły świat

a one tańczyły z nim

różowe bugenwille przykrywały mur

o kolorze piasku pustyni dzielacy od Izrealczyków

latem bawiły się w dom

z płatków hibiskusów parzyły herbatę

z  suszonych daktyli korale do jedzenia

z owoców granatów fotele dla lalek

tak się bawiły przed wojną z Izraelem

nie ma anemonów 

nie ma ogrodu

nie ma herbaty 

ich też już nie ma

przed wojną z Palestyńczykami

lubiły się bawić w chowanego

ukrywać za drzewem oliwnym

grubym jak niedźwiedź

a jak bawiły się w ciuciubabkę

tańczyły wokół oleandrów wysokich prawie do nieba

wiedziały nie wolno robić z nich wianków bo są trujące

oczy głodne kolorów 

czekały na wiosnę

anemony, cyklameny irysy

tańczył wesoły świat

a one tańczyły z nim

różowe bugenwille przykrywały mur

o kolorze piasku pustyni dzielacy od Palestyńczyków

latem bawiły się w dom

z płatków hibiskusów parzyły herbatę

z  suszonych daktyli korale do jedzenia

z owoców granatów fotele dla lalek

tak się bawiły przed wojną z Palestyńczykami

nie ma anemonów 

nie ma ogrodu

nie ma herbaty 

ich też już nie ma

Zdjęcie letniej łąki z wierszem "Historia i ogród"

MIROSŁAW GABRYŚ (Cieszyn) – godło MAŁŻ

Na błękicie

Teleskop Jamesa Webba odkrył kolejną planetę,

na której są warunki pozwalające na istnienie życia

i znamy już kilka planet podobnych do naszej,

a podobno jest ich wiele, być może nieskończenie wiele.

Z ludźmi tak samo. Jest nas tak dużo, że znaleźć

igłę w stogu siana to cud, a nawet jeśli jakimś cudem

stanie się cud, to zwykle wkrótce przestaje nim być.

Podobno zawsze się znajdzie jakaś planeta

do zamieszkania. Jakaś zamiast jedynej?

Podobno świat powstał inaczej niż dotychczas sądzono,

więc nie wiem, skąd się tu wzięłaś, dlaczego ty,

i jak to się ma do wielkiego wybuchu.

Podobno tych wybuchów było wiele, być może

nieskończenie wiele, i być może nieskończenie wiele

jeszcze będzie. Podobno na tym polega wieczność.

Na pewno na błękicie twoich oczu. W nich cały kosmos.

Podobno kosmici nas uświadomią

Podobno wkrótce kosmici nas uświadomią

w kwestii celu i sensu życia

i wiedza o tym, co jest po śmierci

będzie powszechna i oczywista

jak dwa plus dwa.

Podobno ludzkość jeszcze nie jest gotowa

na takie działania matematyczne

i gdyby dziś ujawniono wynik,

doszłoby do samozagłady gatunku

za pomocą wojen religijnych.

Podobno buddyści są najbliżej prawdy

i nie użyją przemocy wobec bliźnich,

bo tym zajmują się przedstawiciele

innych religii i filozofii,

żyjący w krajach cywilizowanych.

Podobno chłopcy kiedyś dorosną,

przestaną bawić się w wojny

i poznają słowo empatia.

Podobno istoty pozaziemskie

mają dla nas przesłanie,

które uratuje nas przed nami.

Na razie żyjemy

za szybą jak egzotyczne okazy

i robimy wszystko, żeby ją rozbić,

choć podobno szkło

jest mocniejsze niż stal.

Zdjęcie białych kwiatów z wierszem "Na błękicie"

Skip to content