MIEJSCE I
dziewczyna z płócienną torbą – Agnieszka Mohylowska (Kaźmierz)
Powiedział: niech stanie się lato
Ogród wypełnia światło, oddycham
słońcem i oglądam niebo. Życie
toczy się dziś w półcieniu, w półśnie
na rozciągniętym hamaku. Otulona
szeptami nieśmiałych brzóz unoszę się
pół metra nad ziemią. Szybuję.
Nie czuć ciężaru ciała ani żadnej rzeczy,
która jego jest. Wyciszona komórka
to czas, by pozostać w zasięgu życia.
Szelest kartek. Wersy cicho spływają
na usta, dają się smakować. Poezja
to moja mała modlitwa do świata.
Ogród babci
Nie potrzeba mapy, by do niego trafić.
Wystarczy trzymać się bocznych ulic
i zaufać wyblakłym drogowskazom.
Wejścia strzeże tylko stary płot
z kruszącego się drewna
i wiecznie niedomknięta furtka.
Znaki siły powolnego czasu,
od których mrużą się oczy.
Zza uchylonych drzwi
przywołuje mnie ręka dziadka.
W kuchni przy gorzkiej herbacie
długo patrzymy
na wyschniętą ziemię w doniczkach.
Imię babci raz po raz przekrada się
przez nasze zaciśnięte wargi,
kiedy próbujemy zatrzymać je w ustach.
Za oknem wychodzącym na ogród
gałęzie uginają się pod ciężarem
przejrzałych wiśni.
Niektóre zaraz znikną w trawie,
która sięga już kolan.
Ale dziadek jakby miał związane ręce.
Babcia odeszła, a lato wciąż trwa
na przekór dłużej niż zwykle.
MIEJSCE II
Prosument – Milena Gojny-Zbierowska (Chorzów)
obraz na przemian się rozpłaszcza i uwypukla
powietrze rozwarstwia się faluje
zbrodnia życia traci granice rozlewa się pustynią w głowie
kołyszę się pod śliską taflą unoszę w tańcu
przypadków w natłoku zdarzeń nie próbuję
złapać oddechu to dziwne
widzę jak nade mną przesuwa się świat z rolki do rolki z ręki do ręki
chyba nikt nie kontroluje przepływów prądów
i przekroczeń ciśnienia
światło jest stałe i trudne do opisania bez źródła
ktoś we mnie umiera
usta odarte i bez adresu
w życiu skupiłam na umieraniu
umierając zachciałam żyć
słońce przesiewa włosy odróżniając każdy od innych
każdy włos jest przecież policzony
nie muszę spodziewać się czegokolwiek
łodygi grabu głaszczą okno
ściana nad oknem sklepiona rana- krzyż zwisa bezradnie
słychać gołębie odbijające się od suchych okiennic
przeczuwałam te wszystkie opisy przyrody
przeczuwałam że miłość obrośnie cieniem
rozłoży się bluszczem od północy
ubrania ułoży w kosteczkę
mydło rozetrze w dłoniach
obłoni rany codzienności
MIEJSCE III
RAK – Anna Piliszewska (Wieliczka)
BOCIAN
Dostaliśmy fałszywe dane, na których
zbudowaliśmy nasze życie, pomost
wpuszczony daleko w głąb wezbranej rzeki.
J. Ashbery, Na głowie cesarzowej
Struga wzbierała wolno, szykowała cierpliwie
nasłuchującą przestrzeń – wreszcie poszła w głąb
wioski. Jadła szopy i domy.
Ci, którzy pozostali, przycupnąwszy na dachach,
przecierali w zdumieniu niewyspane powieki:
śledząc nurt, szacowali poziom wód i pogodę –
trudno było dać wiarę w oczywistość, lecz młodzi
zwietrzywszy co wnet się święci, spakowali walizki,
choć pilnie w krąg zapewniano, że rzeczułka usycha.
Kiedy wody opadły, odsłonił się lepki brud, w
błyskających kałużach trzepotały bezradnie
ławice szarawych rybek. Naraz stało się jasne,
że nie stanie się cud. Na dodatek ten bocian –
kaleka na zamulonej łące, równie bolesny jak
ci, którzy nie chcieli opuścić swojej zagrody.
Bociana zatrzymał Zulc, nastawił złamane
skrzydło, a następnie oswoił. To samica, powiedział
– i nazwał ją Cesarzową. A potem przypełzło
lato, oschły tynki i drewno. Wrócili młodzi
do wioski. Któryś z nich zrobił procę i trafił
ptaszysko w głowę. Struga
wolno wzbierała, znacząc szlak. Stary Zulc
na klepisku uklęknął – i wreszcie uwierzył
w powódź.
ODŁAWIACZ SNÓW
Śnił mi się odławiacz snów. Chcesz, odłowię dla ciebie
jakiś blady obrazek albo całą historię, o jakiej już nie
pamiętasz, powiedział, płynąc donikąd tekturową łódeczką
przez czarne morze pociętych kart rodzinnych albumów.
Ale może to była ojcowa tekowa łódź?
Zaśmiał się i rozpłynął – jednak wcześniej wyłowił wędką
dziecięcy trzewik. Przymierzyłam – pasował. Stało się
skwarne lato, drogą toczył się wóz, w prześcieradłach
na plecach dźwigając sery i masła szły baby na targowisko,
pani Tosia–nieboszczka i z drabiną kominiarz.
I wstały z martwych jabłonki – owinęły się korą; w sadu
czułym zakątku szeleściły cierpliwie o tym, że coś się zdaje
wiecznym, a jest iluzją – jednak gdy wrośnie w krwiobieg
rdzawi krwią, kiedy płynie. I się musi odbijać jak w lustrze,
w soplach pamięci,
i czasami nasturcją i nagietkiem zazłocić, zanim zadraśnie
duszę jak szkiełko zgubione w trawie, gdy deszcz niby
łzy z rtęci perli się wbrew nicości na blaszkach
przekwitłych bratków. I słychać trzaski i chrzęsty, dziwne
szumy w ogrodzie, bo z zaświata w zieloność wybujałą
i czujną, wpływają ci, których nie ma, ojcową, tekową łodzią.
WYRÓŻNIENIA:
godło: RÓŻA SIERPNIOWA – Aleksandra Dybowska (Pruszków)
róża
mówiłeś że pięknie
rozchylają się te płatki
delikatne i różowe
wiodła do nich wąska ścieżka
o równo przystrzyżonych
źdźbłach
doceniałeś estetykę
tajemniczego ogrodu
nigdy nie dostałam od ciebie
róży – ale to nie ma znaczenia
sama nią byłam w twojej
obecności rozkwitającą
miękko z kolcami przytulonymi
gładko do giętkiej
aksamitnej łodygi
z daleka od ciebie więdłam
czasami kłułam kolcami
słów – ale częściej
kuliłam różowe płatki
i zapadałam w różany
sen
bo przez sen przez mrok
znałam na pamięć
drogę do ciebie
punkt zwrotny
w mojej głowie
dojrzałe ciepło sierpnia
żal bezszelestny
i perseidy
kiedy śpiewają ostatnie słowiki
powietrze ma ciężar stokrotny
dużo waży pamięć
o chwilach zapomnienia
czas jednak nic nie zmienia
od gwiazd gasnących wrzenia
na mlecznych drogach zamieć
gdy stoję w punkcie zwrotnym
na zawsze i na nigdy
w mojej głowie
dojrzałe ciepło sierpnia
żar bezszelestny
i perseidy
godło: Ryby głosu nie mają – Małgorzata Polzer (Kraków)
Stary dom
Pamięci Stefanii i Antoniego
Jesteśmy w rozsypce, zbieramy w pamięci stare Przekroje
Kolorowe gazety w szarych czasach
Skrzynie ze skarbami, karafka różowa opatulona na dziesięciolecia
Porcelanowe figurki, których nikt nie podziwiał
W ciemności zamknięcia czekały na odsłonę
Piec wypalony do szczętu, udawać tylko może, że kiedyś dawał ciepło
Ściany łuszczą się płatami, glina i wapno z ultramaryną
Warstwami nakładane troskliwą ręką
Tam, gdzie życie, drzwi zielone z zamkiem przed potopem
Próg do pocałowania, szorowany na biało, przed zburzeniem
Świetlista przestrzeń z zapachem fiołków
Krzakiem róży, rozkołysanym na wietrze
Zniewolonym zapachem różowych pąków
Winoroślą opatuloną na zimę
Powojnikiem niebieskim witającym gości
I okrągłym klombem, wiankiem białym
Okno
Dorastamy do niego
Wspinając się na palcach
Przyklejając nos do szyby
Jak na plakacie Wyspiańskiego
Aby dostać się do szczeliny światła
Łyku świeżego powietrza
Gotowi szybko dorosnąć
Opierzyć skrzydła i
Wyfrunąć
godło: Arwena 1000 -Luiza Kula (Krzesławice)
Dom
Wciąż mówisz, że podoba
ci się na tym świecie,
wcale nie chcesz odejść
i nie milkną rozmowy,
kiedy przychodzisz do domu
wciąż szukając pragnienia
bliskości i czułości.
Przez moment świat jest
płótnem, na którym
widnieje cierpienie i radość,
łopoczącym jak wielka
czerwona chorągiew.
Bo jeśli nie czujesz płomienia,
to nie ma dla ciebie nic,
tylko czerwona krew roześmianej
śmierci, pomimo że nie umierasz.
Samotność
Czas każe iść, dalej i dalej,
i niby dobrze, że nie mówię
i nie czynię nic złego,
jednak bardziej się wtedy wstydzę,
gdy w samotności czuję ostrze
podwodnej skały pustego milczenia.
Bo szczęście się połamało,
i żadna wiadomości nie zmieni
minut ciężkich jak ołowiane chmury,
co spłynęły z nurtem rzeki.
Kiedy nic nie wiadomo,
nie krzyczę, lecz po cichu
liczę krople deszczu, które
chciałabym zapytać, czy
znały się wcześniej,
i co na to ulice, dachy i schody.
WIERSZE ZAUWAŻONE:
godło : PARADIS – Oliwia Zarzycka (Jelenia Góra)
“pod drzewem”
Pozostało tylko nic
a było kiedyś tak pełno
nas w sobie i trochę na zewnątrz
stać już nie tak łatwo
gdy głowa pochylona
wyczekuje dotyku
który już nigdy nie ogrzeje
wiatrem miotane
ostatnie kosmyki wspomnień
ulatują niewinnie
same, zapomniane
gdy głowa pochylona
ku życiu
ku śmierci?
strzepuje ostatnie łzy
na ławce, przy morzu
zupełnie sama
starcza
nadzieja.
“XXI wiek”
Ktoś umiera
– nic nie wiem
Nie jest już człowiekiem
– przecieram twarz ręcznikiem
Gwałt, krzyk, cisza
– przykrywam się kołdrą
…
– zasypiam
We śnie widzę twarze,
pełne łez i rozpaczy,
lęku, bezradności, pustki.
Pytają:
– Dlaczego?
Pytam:
-Kim jesteś?
godło: bratki w ciszy – Małgorzata Borzeszkowska (Lębork)
Cisza nad talerzem
kocham ciszę
taką zieloną, pachnącą mokrą, ciepłą ziemią
ciszę, którą wybieram palcami
spomiędzy liści lipy
ciszę, gdy jesteś obok
gdy każde z nas żegluje w swoim fotelu
na równoległych kursach, burta w burtę
boję się bezgłosu
gdy obcy wsuwają stopy w drzwi mojego świata, nawet przypadkiem
przypadkiem
próbuję zagadać ten lepki rodzaj ciszy, owinąć ją słowami, unieszkodliwić
starsza pani siedzi naprzeciwko
przestaje na chwilę jeść, łyżka jak łódeczka nabiera powietrza i opada na dno zdziwienia i niepokoju
chyba przestraszyła się, gdy powiedziałam, że kocham stare cmentarze
a ja tylko chciałam pogrzebać
cichość
BRATKI
Posadziłam bratki w ogrodzie,
troszkę chłodno im pewnie nocami,
ale co tam, niech bratek się trzyma,
niech doczeka, aż wiosna nad nami.
Niech się wbije korzonkiem w czarnoziem,
niech uczepi się ziemi jak rzep, że
ma zawalczyć o wiosnę to jasne,
lecz o przyjście niech wiosny nie żebrze.
Niech fioleci się, złoci i bieli,
niech opoką, nadzieją nam będzie,
niech pokiwa nam rankiem łodyżką.
Albo listkiem niech macha w obłędzie.
Ja przez szybkę popatrzę na niego,
potem kubek zaparzę herbaty.
I pomyślę, że troszkę mi żal go,
bo ta wiosna nadchodzi na raty.
To wysunie już nóżkę w pantoflu,
to przytupnie tą drugą w kozaku.
Bratek czeka, ja czekam przy oknie
na wiosenne bratanie się ptaków.
Godło: STYKS – Mariusz Jacek Rokita (Piotrków Trybunalski)
Konkluzja
mój sąsiad z piętra (którego porzuciła
żona) ma polipa na jelicie grubym
wkrótce idzie pod nóż a ja robię mu
zakupy-NIE LASKĘ
mimo to
wnioskują, że jesteśmy gejami
piją i palą a jednak nie toczy ich rak
mają (za to) mentalnego guza mózgu
wielkiego jak pięść blokersa
Sukmana i Koszula
nie obchodzi cię
pies, którego zabił samochód
ale gdy zdechnie twoja suka
będzie żałoba
nie wzrusza cię
śmierć sąsiada
ale gdy umrze twój rodzic
będzie koniec świata
nie kontemplujesz
męki Chrystusa
ale gdy zabraknie kremówek
spadnie ci cukier